Krzysztof Cezary Buszman
PAMIĘCI MICHA MICHALSKIEGO
Wykruszamy się po cichu
Z życia, co jest siłą natchnień
Więc odszedłeś od nas Michu
Jutro kogoś znów zabraknie.
Ale BAZUNOWE PIEŚNI
Przed zatratą czas ocali
Za tych wszystkich, co odeszli
Dla tych wszystkich, co zostali.
Dla tych, którzy przyjdą po nas
Chcąc melodią szlak wymościć
W naszych przejrzy się imionach
Pieśń z KRAINY ŁAGODNOŚCI!
Dziś pod niebo wznieśmy toast
Za tych, których wciąż ubywa
Zanim Michu nas przywołasz
Tam – na RAJSKI JUŻ FESTIWAL!
Wiem – będziemy wszyscy przy tym
Przyglądając Ci się z bliska
Jak rozdajesz złote płyty
Z niebieskiego już stoiska.
Michowi – Krzysztof C.B. 30 listopada 2022 r.
Piotr Bakal:
30 listopada 2022 r. w południe zmarł nagle nasz dobry kolega Mirosław „Michu” Michalski. Był członkiem SLM „Ballada” i wielokrotnym gościem wielu edycji festiwalu OPPA. Występował również na scenie jako uczestnik kilku zespołów, m.in. grupy Modliszek (1974-1975), zespołu Prima Vista działającego w latach 80. i grupy Hawar, wraz z którą zdobył główną nagrodę XXI Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie w 1985 roku.
„Michu” był też dobrym organizatorem. Stworzył Łagodne Spotkania Muzyczne „Muzyka i Środowisko”, festiwal, który odbywał się w latach 2004 – 2012 w województwie pomorskim, z którego następnie wydał płytę pt. „MIŚ czyli Łagodne Spotkania Muzyczne”. Przez wiele lat zajmował się płytową promocją piosenki turystycznej, studenckiej, autorskiej, literackiej itp. Cyklem wydawniczym płyt związanym z OTPPS Bazuna ocalił od zapomnienia setki utworów z archiwów tego festiwalu. Na wielu przeglądach w jego stoisku z płytami można było nabyć prawdziwe „perełki” wydawnicze, nieobecne nawet w bardzo dobrych sklepach muzycznych… Po jego odejściu zapanuje w tej dziedzinie wielka luka, gdyż – jak się okazuje – nieprawdą jest twierdzenie, że nie ma ludzi niezastąpionych.
Mając wciąż do czynienia z płytami i piosenkami na nich zawartymi, a także z faktem uczestniczenia jako juror w festiwalach (np. Festiwal Danielka od 1986 roku) „Michu” zdobył znaczną wiedzę na temat tego, kto jest twórcą danego utworu. Można było śmiało zadać mu pytanie z tej dziedziny i odpowiedź następowała albo od razu, albo po dniu, tygodniu, miesiącu… ale zawsze była. Taką encyklopedią był również śp. Jerzy Paweł Duda. Jednego i drugiego już dziś z nami nie ma. Wraz z nimi odchodzi bezcenna wiedza, zdobywana przez lata i będąca wynikiem pasji, jaką jest piosenka niekomercyjna…


Mirek „Michu” Michalski – wspomnienie na pożegnanie
„Dopóki serce bije w nas
dopóki zegar mierzy czas
ruszajmy szlakiem naszych marzeń
niech nigdy nie zatrzyma się czas”
Tak śpiewał Michu w piosence „Wariacje na temat zegara i szlaku” autorstwa Janusza Tryba, występując w latach 80-tych z grupą PRIMA VISTA (później też w grupie HAWAR). Niestety kilka dni temu, 30 listopada, ktoś ten zegar mu wyłączył, czas się dla niego zatrzymał. Ten kto to zrobił postąpił bardzo nieładnie. Tak niespodziewanie, bez zapowiedzi, bez szans na pożegnanie, kiedy „jeszcze nie czas swe marzenia do walizek kłaść …” . To było bardzo nieładnie, brzydko.
Miał swoje imię, jak każdy, ale i tak wszyscy go znali i zwracali się do niego per „Michu”. I tak było od zawsze, a nawet wcześniej, ponieważ w kręgu piosenki studenckiej Michu działał wcześniej ode mnie. Współorganizował Bazunę za czasów Żyrafy, spotkania pobazunowe we Wdzydzach Kiszewskich, wymyślił i prowadził MIŚ-ia (zbieżność nazw nieprzypadkowa) czyli Łagodne Spotkania Muzyczne „Muzyka i Środowisko”, które odbywały się w latach 2004-2012, opracowywał różne wydawnictwa muzyczne np. dwupłytowe albumy na 40-to i 45-cio lecie Bazuny („Bazuna 40 lat na szlaku” z 2012 roku i „Bazunowe Wędrówki” z 2014 roku, obydwa wydane przez Soliton), płytę „MIŚ czyli Łagodne spotkania muzyczne” z 2014, także wydane przez Soliton i wiele innych. Aktywnie wspierał działania przy-PTTK-owskiej komisji do spraw piosenki turystycznej, która na przełomie lat 70-tych i 80-tych zajęła się zjawiskiem kulturowym jakim był ruch piosenki turystycznej. Tam działali m.in. Jacek K. Ciesielski z Yapy i Tadeusz J. Chmielewski z lubelskich Bakcynaliów (do których wówczas dołączyłem), potem byliśmy też współzałożycielami Klubu Literacko – Muzycznego „Ballada”, przekształconego kilka lat później w bardziej komercyjne stowarzyszenie o tej samej nazwie itd. itp. …
Ale nie o zasługach Micha na szlakach Krainy Łagodności chciałbym tu się rozwodzić, zwłaszcza że inni to już opisali – lepiej i ładniej.
Michu był po prostu fajnym, ciekawym świata człowiekiem, świetnym kolegą, niezawodnym organizatorem i towarzyszem wypraw, znakomitym fotografem, fachowym ogrodnikiem w przydomowym ogródku, a przede wszystkim troskliwym synem opiekującym się do ostatnich chwil mamą; wrażliwym ojcem, dumnym z mieszkającej od lat za granicą córki Karoliny, serdecznym bratem dla siostry Krystyny. To kobiety Jego życia.
Przemierzyłem z Michem wiele szlaków kajakowych, po rzekach Kaszub i Pojezierza Augustowskiego. Początki dla mnie były trudne, a Michu był już wtedy starym wygą kajakowym. Dla mnie, żeglarza słodko- i słonowodnego, przyzwyczajonego do większych i bardziej stabilnych pokładów, kajak był sporym wyzwaniem. Zresztą nie tylko dla mnie. Wywrotki były na porządku dziennym wśród załóg, co Michu znosił spokojnie, wyławiając i susząc przy ognisku kolejnych”wymoczków”. Ci co dopiero zaczynali pływania z Michem (a organizował te wyprawy kajakowe przez wiele lat) szybko orientowali się, że ten spokój Micha to nie tylko kwestia temperamentu, ale przede wszystkim dobrego przygotowania wyprawy. Michu, zanim wypłynął z załogą w rejs, tydzień lub dwa wcześniej objeżdżał całą trasę, wybierając miejsca na noclegi, sprawdzając mosty, przepusty i wszelkie przeszkody wymagające potem tzw. przenoski; lokalizował sklepy przy trasie i inne pożyteczne miejsca (zabytki do zwiedzania, sauny wiejskie, które trzeba było wcześniej zamówić, aby w nich napalono na czas naszego pobytu itd.). Kiedy pogoda była deszczowa to miał przygotowany zapas czosnku i cebuli, którymi skarmiał załogi, aby się nikt nie pochorował. Repertuar środków zapobiegawczych był zresztą znacznie szerszy. Pamiętam wizytę w jednym ze sklepików wiejskich przy szlaku, kiedy to ekipa zakupowa pod wodzą Micha wkroczyła do obiektu w celu uzupełnienia zapasów produktów podstawowych no i czegoś na rozgrzanie. No to te dwie poprosimy …… rzekł Michu wskazując palcem. Te butelki z lewej? – pyta ekspedientka. Nie, te dwie półki od góry, proszę pani.
Miejscowi smakosze nie gustowali w winach (no może w winach prostych tak), a ceny były wówczas przystępne, więc pani ze sklepu chętnie pozbyła się mocno zakurzonych butelek , nie ruszanych od lat. Michu przyrządził z tego surowca krzepiącego grzańca, mieszając miksturę w kociołku. Na zdrowie!
Tu należy koniecznie wspomnieć słynne nalewki Micha, produkowane przez niego własnoręcznie, na bazie owoców z własnego ogródka, które niejednemu pomagały przetrwać giełdowy czy bazunowy nocny koncert (zwykle była to degustacja wymienna wyrobów zarówno gospodarza jak i odwiedzającego kramik).
Stałym elementem rejsów kajakowych był turniej kometki. I tu Michu też okazał się mistrzem nad mistrzami, nie do pokonania na korcie. Wiem, że było to ze 20 lat i tyleż samo kilogramów temu, jednak Michu rozkładał przeciwników precyzją i taktyką. Do dziś nie mogę sobie tylko przypomnieć w jaki sposób myśmy zdołali poupychać w kajaki te wszystkie namioty, klamoty własne, garnki i kuchenki, prowiant, no i jeszcze te siatki, słupki i rakietki do badmintona.
Ze słynnym „kramem z piosenkami” rozstawianym przez Micha na różnych giełdach i festiwalach piosenki wiąże się nierozłącznie jego kolejna pasja czyli zamiłowanie do motoryzacji. Przecież jakoś te kartony z płytami i namiot trzeba dowieźć z Sopotu na miejsce. Od razu trzeba powiedzieć, że długo trwała ta miłość bez wzajemności. Niskobudżetowe pojazdy były w trasie zawodne albo ulegały obcej przemocy (… ktoś mi wjechał w d….). Kończyło się to zwykle ogólnokrajową akcją pomocy organizowanej wśród znajomych w kraju w celu ściągnięcia Micha z ładunkiem z powrotem do Sopotu. Sytuacja uległa radykalnej poprawie, gdy Micha przyjaciele z 3-City stwierdzili, że tak dalej być nie może i sprowadzili mu z zagranicy pojazd znanej marki z gwiazdą, który – wiadomo – im starszy tym lepiej działa. I Michu odżył, bo przez ostatnie lata miał wygodny (automat!) i pakowny środek transportu, którym poruszał się dystyngowanie, bez obaw o to, czy wróci do domu.
I tak znaleźliśmy się znowu w domu, czyli w punkcie wyjścia. Tu można by do rana opowiadać podobne historyjki, bo każdy kto znał Micha mógłby coś dorzucić. A uzbierało się tego wiele przez te kilkadziesiąt lat. Lata wypełnione czymś dobrym, pięknym, mądrym, pożytecznym, bo robionym dla ludzi. Nic tak go nie cieszyło jak bycie z ludźmi, tymi którzy grali, śpiewali, odwiedzali jego kramik albo po prostu byli razem, w tym samym miejscu i z tego samego powodu co on.
Gdyby tak zapytać gdzież on teraz jest, albo dokąd się wybiera, to jestem pewien, że każdego roku wyruszy na „Połoniny niebieskie” i odwiedzi swoje ulubione miejsca na Bazunie, na Giełdzie w Szklarskiej czy w innych miejscach, do których go zawsze serdecznie zapraszano. A pod koniec lata jak zwykle pojawi się z namiotem nad swoim ulubionym jeziorkiem na Kaszubach, by odpocząć po sezonie – we własnym towarzystwie, przy ognisku, gotów w każdej chwili powitać łagodnym spojrzeniem przygodnego wędrowca i poczęstować gorącą herbatą.
Dariusz Nerkowski
02.12.2022