Bazuna – słów kilka

Piosenka, która przyszła z drogi – opowieść o wędrowaniu, które trwa do dziś

Nie powstała w studiu nagraniowym. Nie miała budżetu ani planu promocji. Nie nosiła garnituru ani nie umiała pozować do zdjęć. Przyszła z drogi – razem z kurzem na butach, z zapachem mokrego lasu, z dymem z ogniska i pierwszym nieśmiałym brzdękiem gitary.

Tak narodziła się piosenka wędrowna.

Był początek lat 60. Studenci masowo ruszyli w drogę – w góry, nad morze, w nieznane. Rajdy, obozy, wyprawy stały się czymś więcej niż turystyką. Były sposobem na złapanie oddechu, na wyrwanie się z ciasnych ram codzienności. A kiedy zapadał zmrok, a plecaki lądowały pod płotem schroniska, ktoś zawsze wyjmował gitarę. I zaczynało się śpiewanie.

Najpierw nie było nazw, nurtów ani gatunków. Były zeszyty, ręcznie przepisywane śpiewniki, kartki noszone w kieszeniach kurtek. Jednym z pierwszych znaków, że ta twórczość zaczyna żyć własnym życiem, był legendarny „Śpiewnik Sucharka”, wydany w 1967 roku przez studenta Politechniki Gdańskiej, Zygfryda Kwiatkowskiego. Zebrał to, co już wtedy rozbrzmiewało na szlakach całej Polski – a brzmiało coraz głośniej.

Pod koniec lat 60. ktoś wpadł na pomysł, który zmienił wszystko: żeby tę muzykę pokazać nie tylko przy ognisku, ale i na scenie. I tak w 1968 roku w Szklarskiej Porębie ruszyła Ogólnopolska Turystyczna Giełda Piosenki Studenckiej – wydarzenie, które trwa do dziś. Niedługo później swoje piętno odcisnęły także Poznański Studencki Festiwal Piosenki Turystycznej i legendarna Noc Wagantów na zamku w Oporowie. Ognisko zamieniło się w scenę. A piosenka ze szlaku wyszła pod reflektory.

Pierwsze lata miały swoje twarze. W Krakowie i we Wrocławiu działała Sztamajza z Lilią Sobok i Piotrem Warcholakiem. Wśród górskich opowieści krążyły piosenki Kociołka – Andrzeja Mroza i Anny Szaleńcowej. Gdzieś obok dojrzewała Wolna Grupa Bukowina z Wojtkiem Bellonem. Jeszcze nie wszyscy wiedzieli, że zapisują właśnie historię.

Lata 70. były już prawdziwą eksplozją. Festiwale wyrastały w całej Polsce jak przydrożne ogniska: Bazuna wędrowała po Pomorzu od 1971 roku, Yapa rozkochała w sobie Łódź od 1974, a Bakcynalia na stałe wpisały się w kalendarz Lublina. W Zielonej Górze pojawiła się Włóczęga, a w Żaganiu – Saganek. Na południu swoje miejsce znalazł Piostur Gorol Song. To była dekada, w której piosenka wędrowna przestała być ciekawostką – stała się ruchem.

To wtedy zaczęły dojrzewać środowiska w Gdańsku, Warszawie, na Śląsku, w Toruniu i Bydgoszczy. W Trójmieście swoje pierwsze kroki stawiały zespoły, z których później wyrosły Wały Jagiellońskie, Babsztyl czy EKT-Gdynia. W Warszawie rozkwitały wielogłosowe grupy studenckie, a w Łodzi wokół Yapy narastała fala nowych twórców. Wszystko działo się trochę obok oficjalnego obiegu, ale za to bardzo blisko ludzi.

W latach 80. piosenka dojrzała. Do prostych gitar dołączyły skrzypce, flety, coraz odważniejsze aranżacje. Na scenach zaczęły dominować zespoły, które do dziś są dla wielu symbolem tego świata: Stare Dobre Małżeństwo z Krzysztofem Myszkowskim, Grupa Bez Jacka, Paweł Orkisz, Słodki Całus od Buby. To wtedy piosenka wędrowna przestała być tylko studencka – stała się piosenką pokoleń.

Równolegle potężnie rozwinął się nurt żeglarski. Od końca lat 70. i przez całe lata 80. festiwale szantowe rosły w siłę, a krakowskie Shanties stały się morską stolicą kraju. Mechanicy Shanty, Packet i Smugglers czy EKT-Gdynia sprawiły, że wiatr od morza na dobre zadomowił się także na festiwalach piosenki turystycznej.

Po 1989 roku przyszła nowa fala. Piosenka trafiła do radia, do telewizji, do studiów nagraniowych. Powstały ważne audycje, a program „Kraina Łagodności” w połowie lat 90. wprowadził tę muzykę pod strzechy. Na dużych scenach pojawiali się artyści, którzy zaczynali właśnie tutaj: Magda Wójcik, późniejsza wokalistka zespołu Goya, Natalia Grosiak z Mikromusic, Tomasz Steciuk czy Marcin Styczeń. Studenckie sceny stały się prawdziwą kuźnią talentów.

Nowe tysiąclecie przyniosło kolejne przemiany. Głośnym znakiem czasu był projekt „W górach jest wszystko, co kocham”, który zjednoczył środowisko wokół koncertów i płyt inspirowanych górami. W jego kręgu pojawiła się m.in. formacja Cisza Jak Ta, która w kolejnych latach zbudowała jedną z najwierniejszych społeczności słuchaczy w całej tej historii. Piosenka zaczęła żyć w mediach społecznościowych, ale nie straciła swojego rdzenia.

Szczególnym miejscem na tej mapie zawsze były Bieszczady. Od legendarnych Bieszczadzkich Aniołów, przez Schronisko Aniołów, po dziesiątki mniejszych spotkań – tu piosenka wędrowna znalazła swój naturalny dom. To w tych górach słowo „droga” nie jest metaforą. Jest codziennością.

Pandemia na moment zamknęła sceny. Ale nie zamknęła piosenki. W latach 2020–2022 narodziły się setki spotkań online, a Śpiewogrania stworzyły ogromne archiwum dźwięków i wspomnień. Ludzie siedzieli osobno, a jednak śpiewali razem. I to był kolejny dowód, że ta muzyka nie zależy od miejsca.

Dziś, w latach 2020., na scenach spotykają się kolejne pokolenia. Obok legend pojawiają się młode zespoły: Przedwieczór, Inula, Suma Pragnień, MuzyKuny, Szumiłąka, kilka czułości. Powstają nowe festiwale – SpłyWarka, Drogowskazy, Południk 16 – a stare wciąż trwają. W schroniskach, domach kultury, klubach i stodołach nadal zbierają się ludzie, którzy chcą po prostu posłuchać piosenki i chwilę być razem.

Bo ta piosenka nigdy nie była o karierze.
Ona zawsze była o drodze.
O spotkaniu.
O tym jednym wieczorze, który pamięta się całe życie.

I dlatego wciąż idzie dalej.

Poniższa prezentacja jest interaktywna – możliwa do edycji.
W razie zauważonej potrzeby korekty lub uzupełnienia, prosimy o kontakt do autora:
Marek Skowronek
fb: marek.skowronek.9615 (messenger),
marekskowronek@o2.pl,
tel. 691 654554