Stanisław Wawrykiewicz. Fot. J. Wikowski
Smutna wiadomość. 7 lutego 2018 r. zmarł Stanisław Wawrykiewicz.
Kochani,
Właśnie dotarła do mnie ta smutna wiadomość. Staś Wawrykiewicz nie żyje. Wciąż nie mogę się pogodzić z tą tragedią. I wciąż mam przed oczami Stasia i słyszę Go śpiewającego na tylu naszych wspólnych imprezach, na których tak chętnie i radośnie dzielił się nami swoim talentem.
Marzena
Ze smutkiem informujemy, że 7 lutego 2018 r. odszedł od nas nasz wielki Przyjaciel Staszek Wawrykiewicz, od zawsze obecny w naszym śpiewającym gronie, na scenie ale przede wszystkim w przyjacielskim kręgu.
Są tacy ludzie wokół nas, o których myślimy, że znamy ich „od zawsze”.
Staszka znałam od zawsze.
Poznaliśmy się w pociągu. Skończył się jakiś rajd i wracaliśmy do domu, nie wiem, jak i kiedy pojawił się Stachu – przystanął, zagadał, a potem wziął gitarę i wtedy po raz pierwszy usłyszałam „Balladę o drodze w lesie”. Wiesz- tam jest taka wokaliza- powiedział- może byś zaśpiewała? I tak już zostało.
Tyle lat, tyle różnych miejsc, spotkań zwyczajnych i niezwyczajnych ludzi. Gdzie to wszystko się pomieściło, jak przetrwało i kiedy minęło… a może nie minęło…
A teraz, co można powiedzieć…
„Oceanie sinowłosy białe statki ku mnie wyślij, dwa kamyki, moje myśli na otwartych dłoniach niosę…”
„ A tyle pieśni, jeszcze tyle pieśni przed nami”.
Miśka Kondratowicz
Stanisław Wawrykiewicz – Osoba z trójmiejskiego kręgu śpiewających turystów, uczestnicząca, przede wszystkim na towarzyskiej niwie, jako tworząca niezliczony, w tamtych czasach tysięczny śpiewający przyjacielski krąg.
Jeden z pierwszych, który pieśni turystycznego szlaku przeniósł na scenę przeglądu Bazuna i innych imprez promujących studenckie rajdowe śpiewanie.
Człowiek o niespotykanym poczuciu inteligentnego humoru, przez całe życie szczycący się swa metryką “urodzony w Sopocie”, dodając przy tym “młodsi już tak nie mają”.
Odnajdując w środowisku, pod względem pogody ducha bratnie dusze, przełamując przy tym stereotyp “niepokojąco nudnej i smutnej studenckiej piosenki” współtworzył Okolicznościowo-Rozrywkowy Syndykat “Wały Jagiellońskie, z Rudi Schuberthem i Grzegorzem Bukałą, zapowiadając w gdańskim Teatrze Leśnym koncert wspomnieniowy w roku 2001.
Staszku – przez lata przybliżałeś nam, kolejnym generacjom, adeptom studenckiej piosenki piękne, historyczne słowa pieśni Mirka Hrynkiewicza, słowa, które w przeciwieństwie do codziennego zgiełku zdawały się być wieczne, jak przywoływane w Ich fotograficznej migawce mury Jeruzalem.
W ostatniej dekadzie, odnotowując zatrważającą “lądowość” piosenki turystycznej zasiliłeś skutecznie Męski Chór Szantowy “Zawisza Czarny”, występując z nim na scenach polskich i obcych, od tawern i pubów po dziedziniec Heweliusza Politechniki Gdańskiej.
Stałeś się więc członkiem niejednej śpiewającej społeczności, tym samym mamy teraz problem. Jedni z nas są przekonani, że wypłynąłeś w ostatni rejs do Hilo, inni zaś Twym miejscem widzą bezkresne połoniny niebieskie.
Otóż rację mają wszyscy – jesteś tam i tu, śpiewasz nam tak pod wysokimi koronami gór, jaki i na ciągnących się po nieboskłon oceanach.
Teraz tam, razem z Mirkiem, z gitarą na plecach możecie przechadzać się swą najbardziej uroczą, najpiękniejszą drogą w lesie, nie ma u nas takich dróg – tylko, i aż, możemy o nich śpiewać.
Stanisław Wawrykiewicz na Bazunie w Przywidzu (2017 r.). Fot. Janusz Wikowski